Słowacja Rysy
Autorem artykułu jest Marcin Walczak
O szlaku na Rysy od strony słowackiej wiele ludzi rzekło, że jest przyjemniejsza aniżeli od stronicy polskiej. Jest również mniej wymagająca i mniej nudna. Naturalnie, żeby to oszacować należy przebyć obie drogi.
Alarmy z naszych telefonów komórkowych pobudzają nas przed godziną 6.00. W hoteliku górskim w Popradzkim Plesie wolno zaczyna sie budzić schroniskowe życie. W nocy miała miejsce ulewa, po cichu myślę jak nasz Tomek przeżył odludną noc pod okapem skalnym. Twardziel... Jakoś powoli nam idzie dojście do siebie. Nasze śniadanie zdominowała sałatka z makreli. Razem z Dorotą otwieramy czarodziejskie puszeczki, Piotrowi leci już ślinka :). Dostaje swoją porcję. Jak się okazuje, nocą, w hotelu buszował mały złodziej i zjadł Dorocie pudełko cienko krojonej szynki. Został on złapany, jednakże Dorota nie miała sumienia wymierzyć mu kary. Ba, dokarmiła go resztą makreli nawet. Niestety zdjęcie tego chuligana nie zostało zrobione. No, cóż, herbatka (dziękujemy za wodę) i zmykamy na trasę. Tomek już z pewnością na nas czeka....
http://www.2beinspired.pl/cpg14x/albums/rysy3/normal_P1310666.jpg
Jeszcze nie zadecydowaliśmy z Dorotą czy będziemy schodzić na polską stronę czy wrócimy razem z chłopakami przez Słowację. Po wczorajszych kontuzjach nic tak na prawdę nie jest klarowne. Zabieramy jednakże pełny sprzęt i podążamy \"na ciężko\". Na rozdrożu szlaków (niebieski na Koprowy, czerwony na Rysy) czeka na nas Tomek, kompletny i zdrowy. Podobno czeka od 7.00 ..... Trasę na Rysy przewodzi przez Żabie Plesa, pogoda jak pod zdechłym kocurem... nie ma sensacji. Jednakże tak samo było wczoraj na Koprowym. But dalej mnie ociera i trochę odstaję od gromady. Zastanawiam się nawet czy nie pozostać przy Żabich Plesach. Jednakże nie jest na tyle nędznie, żeby zrezygnować z frajdy trekingu na najważniejszy wierzchołek Polski od strony słowackiej.
Dochodzimy do Żabich Stawików. Po drodze widzimy tragarza, który niesie na swoich plecach ogromny pakunek do Schroniska pod Rysami. Nie raczę nawet rozważać ile to może ważyć. Co ciekawe specjalnie dla nosicieli poprowadzona jest odmienna trasa do schroniska - omija ona łańcuchy. Jednakże poruszanie się nią jest zakazane! Każdy z nas może stać się tragarzem, może nie tak profesjonalnym, jednak może! Przy Popradzkim Plesie jest miejsce, z jakiego można wziąść pakunek na szczyt! Za poniesiony trud na tragarza czeka w schronisku jedyny czaj, czyli taka wysokogórska herbatka. Nie muszę chyba napomykać, że woda czerpana na takiej wysokości ma niepowtarzalne przymioty!
Przed nami jedyne na szlaku łańcuchy. Takie wykwintne wspinanie. Dla mnie to najwybitniej pociągający odcinek na ścieżce. Zapominam nawet o nodze :) Dochodzimy do schroniska, czubka Rysów nie widać. Mgła ogranicza widoczność. Podążamy do schroniska zrobić sobie mały relaks i zjeść drugie śniadanie! Od Popradzkiego Plesa 3,05 h, z powrotem 2,10 h.
Opuszczamy schronienie, które nota bene jest rozbudowywane lub odbudowywane (sam już nie wiem), i po śniegu dążymy w kierunku przełęczy Waga. Mieści się ona pomiędzy Ciężkim Szczytem, Wysoką a Rysami. Rzeczywiście przewyższenie od tej strony nie jest takie makabryczne. Piotr wskazuje nam wyraźną Galerię Gankową. Gerlacha nie widać niestety...
Rysy od słowackiej strony zwyciężone!!! Widoki nie specjalnie, polska strona cała we mgle, jedynie Szatan na tle niebieskiego nieba. Jedyna wyraźna panorama w kierunku Krywania wraz ze zdobytym w poprzednim dniu Koprowym Wierchem. Coraz więcej ludzi przychodzi od polskiej strony, wydają się być dużo bardziej wyczerpani. Profil drogi od polskiej strony jest trochę ostry. Podsumowując - droga na Rysy od słowackiej strony bardzo miły, dużo mniejsza dawka turystów. Tylko w jednym obszarze są łańcuchy i tam realne utrudnienia powiązane z puszczaniem osób wychodzących i vice versa. Zalecamy tą drogę! Od Popradzkiego Plesa 4,05 h, z powrotem 2,55 h.
http://www.2beinspired.pl/rysy-slowacja.php
Artykuł pochodzi z serwisu http://artelis.pl/ www.Artelis.pl
niedziela, 17 lipca 2011
Morze w słowackich górach
Może nad… słowackie morze?
Autorem artykułu jest Małgorzata Górska
Polskie wybrzeże, Egipt i Grecja … to jedne z najczęściej wybieranych destynacji wakacyjnych w 2011 roku. Gorące plaże, lazurowa woda, górskie szlaki, zapraszające do spacerów… nie, nie jest to opis kreteńskich czy cypryjskich krajobrazów.
Identyczne atrakcje znajdziemy tuż za naszą południową granicą. Gdzie? Na Słowacji!
Po pierwsze: góry. To jedno z największych bogactw naturalnych naszych sąsiadów, górujące nad krajobrazem i na stałe wpisujące się w ich kulturę. Dla amatorów mocnych wrażeń Słowacja udostępnia też dwanaście jaskiń, z których pięć wpisanych jest na listę przyrodniczego dziedzictwa UNESCO. Zachwycające utwory krasowe zlokalizowane są głównie w północnej i zachodniej części Słowacji, można więc większość z nich zwiedzić w przeciągu dnia lub dwóch. I co najważniejsze - tatrzańskie szczyty leżą w bezpośrednim sąsiedztwie zbiorników wodnych.
Po drugie: wody termalne. Ciepłe źródła to prawie skarb narodowy Słowaków. Pochodzą głównie z morza, które wypełniało Kotlinę Liptowską 40 mln lat temu, a ich złoża ukryte są ponad 2500 m pod ziemią. Aby z nich skorzystać, do wyboru mamy kilka ośrodków, w których zażyć możemy zarówno prozdrowotnych kąpieli (mineralna woda termalna działa leczniczo na aparat oddechowy i ruchowy), jak i świetnie się bawić. Największy z nich – Tatralandia Holiday Resort, określany najbardziej udanym projektem ruchu turystycznego na Słowacji, położony jest w Liptovie, zaledwie 2 km od Liptowskiego Mikulasza, czyli dosyć blisko naszej południowej granicy. Swoim gościom oferuje 9 całorocznych basenów z leczniczą wodą termalną, z czego 5 odkrytych z niepowtarzalnym widokiem na Zachodnie i Niskie Tatry. W zależności od potrzeb, można skupić się na odpoczynku i relaksie w basenach Thermal Paradise lub postawić na świetną zabawę, której dostarczy z pewnością Dziecięcy Basen Piratów lub odkryta Amazonia.
Po trzecie: aktywny wypoczynek. Słowacja stwarza ogromne możliwości dla fanów każdego rodzaju sportu. Wspomniane wcześniej górskie wędrówki piesze, zamieniane zimą na białe szaleństwa na stoku, pola golfowe czy oferowane dosyć często ,,wakacje w siodle” to tylko kilka z wielu możliwości, jakie oferują nas sąsiedzi. Dla tych, którzy sport traktują przede wszystkim jako okazję do dobrej zabawy, większe kąpieliska (m.in. właśnie Tatralandia) przygotowują specjalną infrastrukturę, zawierającą boiska do piłki plażowej, ścianki wspinaczkowe, baseny sportowe oraz liczne atrakcje dla dzieci, np. trampoliny, czy linowe tory przeszkód.
Po czwarte: baza noclegowa, która na Słowacji jest bardzo rozwinięta. Skorzystać możemy z hoteli o różnym standardzie, gospodarstw agroturystycznych, czy kwater prywatnych. Jeśli jednak wybierzemy się do ośrodków termalnych, w najlepszych z nich liczyć możemy także na zakwaterowanie w stylowych domkach lub apartamentach. Ponieważ największych ośrodków często nie da się zwiedzić w jeden dzień, takie rozwiązanie okazuje się niezwykle wygodne. Tematyczne osady, wyposażone nie tylko w niezbędną infrastrukturę gastronomiczno – sanitarną, ale też liczne atrakcje, dostarczają rozrywki także po całym dniu wodnych szaleństw.
Okazuje się więc, że jeśli chcemy przeżyć niezapomniane wakacje, nie musimy wcale organizować wyjazdu do śródziemnomorskich kurortów, ani nawet nad nasze, bardzo często chłodne, morze. Szczególnie mieszkańcy południowej części Polski docenią bliskość słowackich ośrodków, które proponują niezliczone możliwości wypoczynku zarówno aktywnego, jak i nieco bardziej leniwego. To również idealne rozwiązanie dla niezdecydowanych, którzy co roku stają przed dylematem: wakacje w górach czy nad morzem? Zgromadzona w jednym miejscu kwintesencja lata to kolejny dowód na to, że Środkowa Europa bez kompleksów konkurować może z najbardziej popularnymi światowymi centrami rozrywki letniej.
http://www.tatralandia.sk/
Artykuł pochodzi z serwisu "http://artelis.pl/%22%3Ewww.Artelis.pl%3C/a"
Autorem artykułu jest Małgorzata Górska
Polskie wybrzeże, Egipt i Grecja … to jedne z najczęściej wybieranych destynacji wakacyjnych w 2011 roku. Gorące plaże, lazurowa woda, górskie szlaki, zapraszające do spacerów… nie, nie jest to opis kreteńskich czy cypryjskich krajobrazów.
Identyczne atrakcje znajdziemy tuż za naszą południową granicą. Gdzie? Na Słowacji!
Po pierwsze: góry. To jedno z największych bogactw naturalnych naszych sąsiadów, górujące nad krajobrazem i na stałe wpisujące się w ich kulturę. Dla amatorów mocnych wrażeń Słowacja udostępnia też dwanaście jaskiń, z których pięć wpisanych jest na listę przyrodniczego dziedzictwa UNESCO. Zachwycające utwory krasowe zlokalizowane są głównie w północnej i zachodniej części Słowacji, można więc większość z nich zwiedzić w przeciągu dnia lub dwóch. I co najważniejsze - tatrzańskie szczyty leżą w bezpośrednim sąsiedztwie zbiorników wodnych.
Po drugie: wody termalne. Ciepłe źródła to prawie skarb narodowy Słowaków. Pochodzą głównie z morza, które wypełniało Kotlinę Liptowską 40 mln lat temu, a ich złoża ukryte są ponad 2500 m pod ziemią. Aby z nich skorzystać, do wyboru mamy kilka ośrodków, w których zażyć możemy zarówno prozdrowotnych kąpieli (mineralna woda termalna działa leczniczo na aparat oddechowy i ruchowy), jak i świetnie się bawić. Największy z nich – Tatralandia Holiday Resort, określany najbardziej udanym projektem ruchu turystycznego na Słowacji, położony jest w Liptovie, zaledwie 2 km od Liptowskiego Mikulasza, czyli dosyć blisko naszej południowej granicy. Swoim gościom oferuje 9 całorocznych basenów z leczniczą wodą termalną, z czego 5 odkrytych z niepowtarzalnym widokiem na Zachodnie i Niskie Tatry. W zależności od potrzeb, można skupić się na odpoczynku i relaksie w basenach Thermal Paradise lub postawić na świetną zabawę, której dostarczy z pewnością Dziecięcy Basen Piratów lub odkryta Amazonia.
Po trzecie: aktywny wypoczynek. Słowacja stwarza ogromne możliwości dla fanów każdego rodzaju sportu. Wspomniane wcześniej górskie wędrówki piesze, zamieniane zimą na białe szaleństwa na stoku, pola golfowe czy oferowane dosyć często ,,wakacje w siodle” to tylko kilka z wielu możliwości, jakie oferują nas sąsiedzi. Dla tych, którzy sport traktują przede wszystkim jako okazję do dobrej zabawy, większe kąpieliska (m.in. właśnie Tatralandia) przygotowują specjalną infrastrukturę, zawierającą boiska do piłki plażowej, ścianki wspinaczkowe, baseny sportowe oraz liczne atrakcje dla dzieci, np. trampoliny, czy linowe tory przeszkód.
Po czwarte: baza noclegowa, która na Słowacji jest bardzo rozwinięta. Skorzystać możemy z hoteli o różnym standardzie, gospodarstw agroturystycznych, czy kwater prywatnych. Jeśli jednak wybierzemy się do ośrodków termalnych, w najlepszych z nich liczyć możemy także na zakwaterowanie w stylowych domkach lub apartamentach. Ponieważ największych ośrodków często nie da się zwiedzić w jeden dzień, takie rozwiązanie okazuje się niezwykle wygodne. Tematyczne osady, wyposażone nie tylko w niezbędną infrastrukturę gastronomiczno – sanitarną, ale też liczne atrakcje, dostarczają rozrywki także po całym dniu wodnych szaleństw.
Okazuje się więc, że jeśli chcemy przeżyć niezapomniane wakacje, nie musimy wcale organizować wyjazdu do śródziemnomorskich kurortów, ani nawet nad nasze, bardzo często chłodne, morze. Szczególnie mieszkańcy południowej części Polski docenią bliskość słowackich ośrodków, które proponują niezliczone możliwości wypoczynku zarówno aktywnego, jak i nieco bardziej leniwego. To również idealne rozwiązanie dla niezdecydowanych, którzy co roku stają przed dylematem: wakacje w górach czy nad morzem? Zgromadzona w jednym miejscu kwintesencja lata to kolejny dowód na to, że Środkowa Europa bez kompleksów konkurować może z najbardziej popularnymi światowymi centrami rozrywki letniej.
http://www.tatralandia.sk/
Artykuł pochodzi z serwisu "http://artelis.pl/%22%3Ewww.Artelis.pl%3C/a"
A może Korona Ziemi!
Korona świata, czyli siedem szczytów kontynentów
Autorem artykułu jest KATJA SZALEK
Korona Ziemi to najwyższe szczyty poszczególnych kontynentów. Dla wielu miłośników wspinaczki zdobycie wszystkich siedmiu stanowi sens całego życia, bo zarówno przygotowanie techniczne, jak i zgromadzenie środków na wyprawę jest mocno absorbujące.
Każda grupa planująca wyprawę np. na Mount Everest wnosi Nepalowi opłaty za zgodę na wejście na szlak w wysokości co najmniej 70 tys. dolarów, do tego doliczyć należy oczywiście sprzęt i transport. Tak wiec, poza przygotowaniem własnego ciała, skupić się trzeba również na aspektach przyziemnych. Zmagania zmierzające do postawienia stopy na najwyższych punktach na mapie świata obecnie ułatwia specjalistyczny sprzęt, nowoczesne technologie, możliwość przemieszczania się samolotami. Dlatego dopiero pod koniec XX wielu stała się możliwa realizacja nader śmiałego wyczynu. Dnia 30 kwietnia 1985 roku Richard Bass, amerykański biznesman i miłośnik gór, po swoich wielu wyprawach zdefiniował i skompletował całą Koronę Ziemi. Po wyprawie napisał książkę opisującą to niebywałe przedsięwzięcie.
Koronę Ziemi stanowią najwyższe szczyty kontynentów
Mount Everest - Nepal/Tybet – Azja (8850 m n.p.m.)
Aconcagua - Argentyna - Ameryka Południowa (6968 m n.p.m.)
Mt.McKinley - USA (Alaska) - Ameryka Północna (6194 m n.p.m.)
Kilimandżaro - Tanzania - Afryka (5895 m n.p.m.)
Elbrus - Rosja - Europa (5633 m n.p.m.)
Vinson - Antarktyka - Antarktyka z Antarktydą (4897 m n.p.m.)
Góra Kościuszki - Australia - (2228 m n.p.m.)
Znany włoski alpinista Reinhold Messner poddał w wątpliwość wybór Australii jako kontynentu godnego wspinaczki i dokonał zmiany na liście szczytów Bassa, zastępując szczyt Australii szczytem całej Oceanii : Puncak Jaya (4884 m n.p.m.) Następnie sam Messner sprostał temu wyzwaniu i w 1986 roku skompletował wejścia na wszystkie szczyty.
Kolejne kontrowersje budzi obecność Elbrusa jako najwyższego szczytu w Europie. Według geografów to Mont Blanc powinien reprezentować nasz kontynent, bo Kaukaz ma więcej wspólnego z azjatyckimi pasmami górskimi niż z europejskimi. Międzynarodowa Unia Geograficzna oraz encyklopedie geograficzne zaliczają Elbrus do Azji. Niemniej żadna lista Korony Ziemi bez Elbrusa nie zdobyła akceptacji miłośników wspinaczki.
Polacy na szczytach Ziemi
Pierwszym, który reprezentował nasz kraj wśród zdobywców Korony był alpinista, geodeta i pracownik naukowy Leszek Cichy – dokonał tego w 1999 roku jako 57 w historii. Również dziesięciu innych Polaków dokonało tego wyczynu, w tym dziennikarka Martyna Wojciechowska, druga Polka (po Annie Czerwińskiej), która sięgnęła po Koronę Ziemi. Martyna jako trzecia i najmłodsza Polka w historii zdobyła w 2006 roku najwyższą górę świata - Mount Everest.
Szczyt szczytowi nierówny
Tak jak różnią się między sobą kraje, tak też różni się zdobywanie szczytów stanowiących Koronę. Odmienne są stopnie trudności, charakter wspinaczki oraz warunki klimatyczne panujące na danym obszarze. W czasie wyprawy raz pokonać trzeba w miarę łatwe i niewysokie góry, jak Kilimandżaro i Góra Kościuszki, innym razem zdobywa się strzeliste skały Puncak Jaya albo skute lodem zbocza McKinley i Masywu Vinsona, aż po wymagające precyzyjnego przygotowania Mount Everest.
Kilimandżaro - dosyć szybko doceniono walory turystyczne góry i już w 1898 roku wytyczono pierwszy szlak turystyczny prowadzący na szczyt. Góra ta jest uznawana za łatwą do zdobycia nawet bez fachowego przygotowania, czego nie należy brać zbyt dosłownie.
Góra Kościuszki jest najłatwiejsza do zdobycia, prawie na sam szczyt prowadzi droga, a przez ostatni odcinek siedmiokilometrowa ścieżka. Dlatego wielu alpinistów nie wlicza jej do Korony Ziemi.
Puncak Jaya w Indonezji (najwyższy szczyt Australii i Oceanii) pozostaje jednym z najbardziej dzikich i odizolowanych zakątków Ziemi. Szczyt uważany jest za najtrudniejszy do zdobycia ze wszystkich gór należących do Korony, głównie ze względu na bardzo trudną drogę dojścia pod ścianę oraz konieczność uzyskania od lokalnych władz wielu różnych zezwoleń. Wymagane są tu podstawowe umiejętności wspinaczkowe oraz umiejętność posługiwania się specjalistycznym sprzętem. Umiejętności te można nabyć na kilkudniowym szkoleniu, więc jeśli tylko dysponujemy kwotą 9 500 Euro, to możemy szykować się do wyprawy.
McKinley - na szczycie notuje się bardzo niskie temperatury i wiatry dochodzące do 160 km/h. Po raz pierwszy szczyt został zdobyty w1913 roku.
Mount Everest to najwyższy szczyt Azji oraz całej Ziemi, tworzący potężny masyw podcięty z trzech stron lodowcami. Przez miejscową ludność wzniesienie uważane jest za siedzibę bogów i chyba każdy, kto kocha wysokie góry marzy by się z nim zmierzyć. Nie ma drugiej takiej góry, która wzbudza tak wielkie zainteresowanie i emocje. Pierwsze próby wejścia na szczyt sięgają roku 1904, kiedy to sir Francis Younghusband otrzymał od Dalajlamy zgodę na brytyjską wyprawę w Himalaje, nie zakończyła się ona jednak sukcesem, jak i wiele późniejszych z resztą. Szczyt został zdobyty dopiero pół wieku później, w 1953 roku.
Jak zdobywa się dach świata ?
Na Mount Everest można wejść latem bądź zimą oraz drogami o różnym stopniu trudności, ambitnie np. Kuluarem Nortona lub podejściem łagodniejszym, od strony tybetańskiej. Uczestnicy wypraw często dokonują zmiany swoich planów kierując się prognozą pogody i dysponowanym czasem, który są w stanie poświęcić na oczekiwanie na dogodny do podejścia dzień. A bywa, że na właściwy moment czeka się w bazie nawet kilka tygodni! Niektórzy oczekujący na dzień ataku szczytowego niestety rezygnują, bo mają dość zimna, jedzenia z puszki albo kończy im się ważność wizy. W obecnych czasach popularność Korony Ziemi kusi również niedoświadczonych. Przy możliwości korzystania z dodatkowego tlenu, dołączenie do elitarnego grona, choć wiąże się ze słonymi opłatami dla tragarzy i przewodników (Szerpów) jest realne do osiągnięcia. Dużo jest więc na szlaku wypraw komercyjnych, które ustalają miedzy sobą harmonogramy wejść, by nie spowodować zatoru przed progiem skalnym, którego pokonanie otwiera drogę na szczyt.
Od strony tybetańskiej szczyt zdobywa się trójetapowo: z bazy najpierw dochodzi się do obozu pierwszego położonego na Przełęczy Północnej na wysokości 7000 m n.p.m. Droga prowadzi moreną boczną lodowca, a następnie lodowym plateau - na ostatnim odcinku pnie się stromo w górę pomiędzy szczelinami.
Obóz drugi położony jest na wysokości 7900 m n.p.m. Ten odcinek drogi, narażony jest na huraganowy wiatr, potrafiący zdmuchnąć alpinistę ze skał.
Obóz trzeci znajduje się na wysokości 8350 m n.p.m. – to z niego atakuje się szczyt. Na tej wysokości powietrze jest tak rzadkie, że zawiera 3 razy mniej tlenu, niż na nizinach, a każdy krok wymaga ogromnej mobilizacji. Skalny próg, tak zwany Second Step, zawieszony na wysokości 8600 m n.p.m. robi wrażenie – wiszą tam dziesiątki lin poręczowych ułatwiających wspinaczkę. Mimo to każdy krok sprawia wysiłek, serce bije jak dzwon, brakuje tlenu. Dlatego pokonanie ostatnich 500 metrów, dzielących trzecią bazę od szczytu, wytrwałym zajmuje około 8 godzin, a dla wielu bywa niewykonalne. Końcowe metry wyprawy, mimo zmęczenia, są najłatwiejsze do pokonania, bo z oddali migocą kolorowe chorągiewki przedstawicieli różnych krajów – cel podróży.
Wyprawa na poważne szczyty Korony Ziemi to nie jest banalna wycieczka z przewodnikiem, tu trzeba zebrać odpowiednie fundusze, przygotować się sprawnościowo, dobrać ekipę tak, by przy wzajemnym wsparciu dotrzeć na szczyt. Nie jest to atrakcja dla każdego, ale ci nieliczni z nas stojąc na dachach świata na pewno przeżywają niesamowite emocje, a jednocześnie chcą więcej. Dla wytrwałych pozostaje jeszcze podróże po Koronce Ziemi !
katja szalek redaktor "http://eprzewodnicy.pl/"
Artykuł pochodzi z serwisu http://artelis.pl/ http://www.artelis.pl/
Autorem artykułu jest KATJA SZALEK
Korona Ziemi to najwyższe szczyty poszczególnych kontynentów. Dla wielu miłośników wspinaczki zdobycie wszystkich siedmiu stanowi sens całego życia, bo zarówno przygotowanie techniczne, jak i zgromadzenie środków na wyprawę jest mocno absorbujące.
Każda grupa planująca wyprawę np. na Mount Everest wnosi Nepalowi opłaty za zgodę na wejście na szlak w wysokości co najmniej 70 tys. dolarów, do tego doliczyć należy oczywiście sprzęt i transport. Tak wiec, poza przygotowaniem własnego ciała, skupić się trzeba również na aspektach przyziemnych. Zmagania zmierzające do postawienia stopy na najwyższych punktach na mapie świata obecnie ułatwia specjalistyczny sprzęt, nowoczesne technologie, możliwość przemieszczania się samolotami. Dlatego dopiero pod koniec XX wielu stała się możliwa realizacja nader śmiałego wyczynu. Dnia 30 kwietnia 1985 roku Richard Bass, amerykański biznesman i miłośnik gór, po swoich wielu wyprawach zdefiniował i skompletował całą Koronę Ziemi. Po wyprawie napisał książkę opisującą to niebywałe przedsięwzięcie.
Koronę Ziemi stanowią najwyższe szczyty kontynentów
Mount Everest - Nepal/Tybet – Azja (8850 m n.p.m.)
Aconcagua - Argentyna - Ameryka Południowa (6968 m n.p.m.)
Mt.McKinley - USA (Alaska) - Ameryka Północna (6194 m n.p.m.)
Kilimandżaro - Tanzania - Afryka (5895 m n.p.m.)
Elbrus - Rosja - Europa (5633 m n.p.m.)
Vinson - Antarktyka - Antarktyka z Antarktydą (4897 m n.p.m.)
Góra Kościuszki - Australia - (2228 m n.p.m.)
Znany włoski alpinista Reinhold Messner poddał w wątpliwość wybór Australii jako kontynentu godnego wspinaczki i dokonał zmiany na liście szczytów Bassa, zastępując szczyt Australii szczytem całej Oceanii : Puncak Jaya (4884 m n.p.m.) Następnie sam Messner sprostał temu wyzwaniu i w 1986 roku skompletował wejścia na wszystkie szczyty.
Kolejne kontrowersje budzi obecność Elbrusa jako najwyższego szczytu w Europie. Według geografów to Mont Blanc powinien reprezentować nasz kontynent, bo Kaukaz ma więcej wspólnego z azjatyckimi pasmami górskimi niż z europejskimi. Międzynarodowa Unia Geograficzna oraz encyklopedie geograficzne zaliczają Elbrus do Azji. Niemniej żadna lista Korony Ziemi bez Elbrusa nie zdobyła akceptacji miłośników wspinaczki.
Polacy na szczytach Ziemi
Pierwszym, który reprezentował nasz kraj wśród zdobywców Korony był alpinista, geodeta i pracownik naukowy Leszek Cichy – dokonał tego w 1999 roku jako 57 w historii. Również dziesięciu innych Polaków dokonało tego wyczynu, w tym dziennikarka Martyna Wojciechowska, druga Polka (po Annie Czerwińskiej), która sięgnęła po Koronę Ziemi. Martyna jako trzecia i najmłodsza Polka w historii zdobyła w 2006 roku najwyższą górę świata - Mount Everest.
Szczyt szczytowi nierówny
Tak jak różnią się między sobą kraje, tak też różni się zdobywanie szczytów stanowiących Koronę. Odmienne są stopnie trudności, charakter wspinaczki oraz warunki klimatyczne panujące na danym obszarze. W czasie wyprawy raz pokonać trzeba w miarę łatwe i niewysokie góry, jak Kilimandżaro i Góra Kościuszki, innym razem zdobywa się strzeliste skały Puncak Jaya albo skute lodem zbocza McKinley i Masywu Vinsona, aż po wymagające precyzyjnego przygotowania Mount Everest.
Kilimandżaro - dosyć szybko doceniono walory turystyczne góry i już w 1898 roku wytyczono pierwszy szlak turystyczny prowadzący na szczyt. Góra ta jest uznawana za łatwą do zdobycia nawet bez fachowego przygotowania, czego nie należy brać zbyt dosłownie.
Góra Kościuszki jest najłatwiejsza do zdobycia, prawie na sam szczyt prowadzi droga, a przez ostatni odcinek siedmiokilometrowa ścieżka. Dlatego wielu alpinistów nie wlicza jej do Korony Ziemi.
Puncak Jaya w Indonezji (najwyższy szczyt Australii i Oceanii) pozostaje jednym z najbardziej dzikich i odizolowanych zakątków Ziemi. Szczyt uważany jest za najtrudniejszy do zdobycia ze wszystkich gór należących do Korony, głównie ze względu na bardzo trudną drogę dojścia pod ścianę oraz konieczność uzyskania od lokalnych władz wielu różnych zezwoleń. Wymagane są tu podstawowe umiejętności wspinaczkowe oraz umiejętność posługiwania się specjalistycznym sprzętem. Umiejętności te można nabyć na kilkudniowym szkoleniu, więc jeśli tylko dysponujemy kwotą 9 500 Euro, to możemy szykować się do wyprawy.
McKinley - na szczycie notuje się bardzo niskie temperatury i wiatry dochodzące do 160 km/h. Po raz pierwszy szczyt został zdobyty w1913 roku.
Mount Everest to najwyższy szczyt Azji oraz całej Ziemi, tworzący potężny masyw podcięty z trzech stron lodowcami. Przez miejscową ludność wzniesienie uważane jest za siedzibę bogów i chyba każdy, kto kocha wysokie góry marzy by się z nim zmierzyć. Nie ma drugiej takiej góry, która wzbudza tak wielkie zainteresowanie i emocje. Pierwsze próby wejścia na szczyt sięgają roku 1904, kiedy to sir Francis Younghusband otrzymał od Dalajlamy zgodę na brytyjską wyprawę w Himalaje, nie zakończyła się ona jednak sukcesem, jak i wiele późniejszych z resztą. Szczyt został zdobyty dopiero pół wieku później, w 1953 roku.
Jak zdobywa się dach świata ?
Na Mount Everest można wejść latem bądź zimą oraz drogami o różnym stopniu trudności, ambitnie np. Kuluarem Nortona lub podejściem łagodniejszym, od strony tybetańskiej. Uczestnicy wypraw często dokonują zmiany swoich planów kierując się prognozą pogody i dysponowanym czasem, który są w stanie poświęcić na oczekiwanie na dogodny do podejścia dzień. A bywa, że na właściwy moment czeka się w bazie nawet kilka tygodni! Niektórzy oczekujący na dzień ataku szczytowego niestety rezygnują, bo mają dość zimna, jedzenia z puszki albo kończy im się ważność wizy. W obecnych czasach popularność Korony Ziemi kusi również niedoświadczonych. Przy możliwości korzystania z dodatkowego tlenu, dołączenie do elitarnego grona, choć wiąże się ze słonymi opłatami dla tragarzy i przewodników (Szerpów) jest realne do osiągnięcia. Dużo jest więc na szlaku wypraw komercyjnych, które ustalają miedzy sobą harmonogramy wejść, by nie spowodować zatoru przed progiem skalnym, którego pokonanie otwiera drogę na szczyt.
Od strony tybetańskiej szczyt zdobywa się trójetapowo: z bazy najpierw dochodzi się do obozu pierwszego położonego na Przełęczy Północnej na wysokości 7000 m n.p.m. Droga prowadzi moreną boczną lodowca, a następnie lodowym plateau - na ostatnim odcinku pnie się stromo w górę pomiędzy szczelinami.
Obóz drugi położony jest na wysokości 7900 m n.p.m. Ten odcinek drogi, narażony jest na huraganowy wiatr, potrafiący zdmuchnąć alpinistę ze skał.
Obóz trzeci znajduje się na wysokości 8350 m n.p.m. – to z niego atakuje się szczyt. Na tej wysokości powietrze jest tak rzadkie, że zawiera 3 razy mniej tlenu, niż na nizinach, a każdy krok wymaga ogromnej mobilizacji. Skalny próg, tak zwany Second Step, zawieszony na wysokości 8600 m n.p.m. robi wrażenie – wiszą tam dziesiątki lin poręczowych ułatwiających wspinaczkę. Mimo to każdy krok sprawia wysiłek, serce bije jak dzwon, brakuje tlenu. Dlatego pokonanie ostatnich 500 metrów, dzielących trzecią bazę od szczytu, wytrwałym zajmuje około 8 godzin, a dla wielu bywa niewykonalne. Końcowe metry wyprawy, mimo zmęczenia, są najłatwiejsze do pokonania, bo z oddali migocą kolorowe chorągiewki przedstawicieli różnych krajów – cel podróży.
Wyprawa na poważne szczyty Korony Ziemi to nie jest banalna wycieczka z przewodnikiem, tu trzeba zebrać odpowiednie fundusze, przygotować się sprawnościowo, dobrać ekipę tak, by przy wzajemnym wsparciu dotrzeć na szczyt. Nie jest to atrakcja dla każdego, ale ci nieliczni z nas stojąc na dachach świata na pewno przeżywają niesamowite emocje, a jednocześnie chcą więcej. Dla wytrwałych pozostaje jeszcze podróże po Koronce Ziemi !
katja szalek redaktor "http://eprzewodnicy.pl/"
Artykuł pochodzi z serwisu http://artelis.pl/ http://www.artelis.pl/
Subskrybuj:
Posty (Atom)